Co kryją obeliski
Data: 29-11-2002 o godz. 16:28:02
Temat: Sztafeta nr 48
|
Jadąc drogą z Jarosławia do Sandomierza przez Stalową Wolę, niedaleko bazy Ligi Obrony Kraju, przy ulicy stoi krzyż ze stalowych rur, na którym znajduje się ukrzyżowany Chrystus. Tablica głosi, że krzyż
w 60-lecie Stalowej Woli poświęcają rodacy: Żołnierzom Narodowej Organizacji Wojskowej
– Armii Krajowej Obwodu Stalowa Wola rozstrzelanym na pobliskim wzgórzu 12 grudnia 1943 roku.
Kilkadziesiąt metrów dalej w pobliskim lesie znajdują się dwa niemal bliźniacze obeliski, prowadzi do nich ledwie widoczna ścieżka. Oba postawiono w lipcu 1960 roku z inicjatywy stalowowolskiego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. W tym miejscu Niemcy dokonali dwóch egzekucji. Na jednym z nich znajduje się stalowa tablica z napisem: Miejsce upamiętnienia. W tym miejscu w okresie okupacji hitlerowskiej w listopadzie 1943 r. zostało rozstrzelanych przez zbirów gestapo siedmiu bojowników o wyzwolenie ojczyzny. ZBoWiD Oddział Stalowa Wola.
W 1966 roku wydano w Warszawie udokumentowany „Przewodnik po upamiętnionych miejscach walki i męczeństwa. Lata wojny 1939-1945”. Książka ta zawiera następującą informację dotyczącą Stalowej Woli: Pomnik radzieckich partyzantów. W lutym 1943 r. hitlerowcy rozstrzelali w lasku w pobliżu elektrowni partyzantów radzieckich, którym wzniesiono na miejscu egzekucji pomnik. Wydaje się, że autorzy przewodnika korzystając z oficjalnego przekazu wzięli arabskie „11” za łacińskie „II” i stąd luty. Nie mylą się zapewne podając, że zginęli tam partyzanci radzieccy.
W Pysznicy w domu Ignacego Rostka, ps. „Wróbel”, w czasie niemieckiej okupacji istniał punkt przerzutowy partyzantów i konspiracyjnych łączników na lewą stronę Sanu. Jesienią 1943 roku, jak relacjonował I. Rostek, do jego domu przybyło siedmiu Rosjan z przewodnikiem „Kotem” z oddziału partyzanckiego „Ojca Jana”. Wyposażeni byli w materiały wybuchowe. Zamiarem Rosjan było wysadzenie hartowni, jednego z ważniejszych wydziałów w produkcji wojskowej, w stalowowolskich zakładach. Rostek przenocował ich i na drugi dzień przewiózł do Butryna w Sudołach, który miał ich przeprawić łodzią na lewy brzeg rzeki. I tak się stało.
Po trzech dniach do domu „Wróbla” przybył wycieńczony „Kot”, bez Rosjan. Opowiadał, że akcja wysadzenia nie wyszła, bo przedarłszy się przez ogrodzenie Zakładów natknęli się na siedmioosobowy patrol niemiecki. Rosjanie otworzyli ogień i wszystkich Niemców zabili a potem cała grupa wycofała się, każdy w swoją stronę. O wydarzeniu, które opisał „Kot”, nikt w Stalowej Woli nie słyszał, zresztą gdyby zginęli Niemcy, nie skończyłoby się na ich pochówku. Z pewnością doszłoby do represji na ludności cywilnej. Niemieckie sprawozdania milczą o zbrojnym incydencie w Zakładach, zapewne do takiego nie doszło. Jest więc wielce
prawdopodobne, że Rosjan ujęli Niemcy i następnie rozstrzelali w lesie przy elektrowni. Jak się stało, że „Kot” wyszedł cało z tej opresji?
I. Rostek relacjonował 6 XII 1983 r. w Pysznicy: „Moi” Rosjanie podobno szli przez Sudoły, ale ominęli Pysznicę. Ja ich nie widziałem, podobno Jan Bełzak, który miał taki sklep pokątny. Ale czy to byli Rosjanie, którzy poszli z „Kotem”, tego nie wiem.
26 maja 1956 roku z mogiły w lasku pod elektrownią ekshumowano 7 bezimiennych mężczyzn, których pochowano obok Mauzoleum. Nie znane są żadne protokoły z ekshumacji. Te mogłyby pomóc wyjaśnić, kto został pogrzebany w przyelektrownianym lesie. Na grobach przy stalowowolskim Mauzoleum umieszczono napis „Polegli za Ojczyznę”.
Tablica na drugim obelisku informuje: Miejsce upamiętnienia. W tym miejscu w okresie okupacji hitlerowskiej w dniu 12. XII. 1943 r. zostało rozstrzelanych przez zbirów gestapo dziesięciu bojowników o wyzwolenie ojczyzny.
ZBoWiD Oddział Stalowa Wola. Nie wspomina o przynależności organizacyjnej rozstrzelanych. Historia grudniowych aresztowań 1943 roku w Stalowej Woli i późniejszej egzekucji była już wielokrotnie opisywana. W lasku przy elektrowni 12 grudnia 1943 roku rozstrzelano dziesięciu konspiratorów. Wszyscy byli pracownikami Huty, ale nie wszyscy, jak głosi tabliczka przy drodze członkami Narodowej Organizacji Wojskowej. Prawda jest, że Alojzy Holeksa i Kazimierz Kazimierczak związani byli z NOW, Holeksa przez pewien czas był także komendantem tej organizacji w Stalowej Woli. Ale w noc 8 grudnia do przyszowskiego lasu po ukrytą broń poszli członkowie organizacji pod nazwą Korpus Zachodni, którą osłaniała uzbrojona grupa Armii Krajowej. Broń odkopano i z nią wrócono do Stalowej Woli. Ale w czasie powrotu przestał padać śnieg i po konspiratorach zostały ślady. Już z samego rana następnego dnia rozpoczęły się aresztowania. Oryginalny meldunek placówki Wilcze Łyko (Rozwadów) z 20 grudnia 1943 roku informował: Od tej chwili (mowa o potyczce stalowowolskiej grupy dywersyjnej AK z gestapowcami) następują aresztowania członków organizacji K.Z. (mowa o Korpusie Zachodnim), ponieważ w łonie tej organizacji nastąpiła wsypa. Aresztowano ogółem około 40 osób. Dziesięciu z tego na miejscu rozstrzelano, resztę wywieziono do Jarosławia.
Nie żyjący już Stanisław Dąbrowa-Kostka w swoim monumentalnym dziele „Hitlerowskie afisze śmierci”, opartym na archiwalnych źródłach, pisze: 10 grudnia (mowa o 1943 r.) doszło do poważnej wsypy siatki Kedywu AK w rejonie Stalowej Woli. Wśród aresztowanych około sześćdziesięciu osób znaleźli się nieznani z nazwisk oficerowie „Dzik”, „Stary”, „Wieżyński”, oraz podoficerowie i żołnierze „Szpak”, „Czarny”, „Kogut”, „Lauda”, „Julek”, „Sokół”, „Sęk”, „Lucyfer”, „Głóg” i „Wilczur”.
Podoficer „Tom” zdążył popełnić samobójstwo. W ręce niemieckie wpadła broń i amunicja. „Tom” czyli Henryk Liniewiecki zażył truciznę, gdy gestapo przyszło do zakładowego laboratorium, aby go aresztować. Niemcy nie zdołali ująć i osadzić w więzieniu ani jednego członka akowskiej osłony KZ-owskiego konwoju.
A teraz parę faktów gwoli wyjaśnienia organizacyjnych powikłań konspiracji. Otóż kapitan WP Bolesław Rejer w rejonie Sarzyny zaczął na początku okupacji tworzyć tajną organizację wojskową zwaną Wojsko Ochotnicze Ziem Zachodnich. Nawiązywał kontakty z wysiedleńcami, zwłaszcza z oficerami. Na bazie tej organizacji powstał wkrótce Korpus Zachodni. Skupiał on ludzi pochodzących z polskich ziem zachodnich. KZ rozpoczął działanie w 1941 roku, ale potem wszedł w skład Armii Krajowej. Stalowowolski KZ skupiał około trzydziestu ludzi przybyłych głównie z Wielkopolski, Śląska i Zagłębia. Jednym z organizatorów Korpusu Zachodniego był właśnie Holeksa, urodzony w Cieszynie ale związany praca zawodową ze Śląskiem. Wcześniej tworzył też NOW w Stalowej Woli. Jego bliskim współpracownikiem był Kazimierz Kazimierczak pochodzący z Poznania, ale jeszcze przed wojną bywający służbowo w Stalowej Woli.
Korpus Zachodni był bliski Armii Krajowej, i z nią ściśle współpracował, czego dowodem było również przydzielenie przez komendanta obwodu AK Kazimierza Pilata ochrony zbrojnej konwojowi KZ. Jego koniec jako zbrojnej organizacji przyszedł wraz z grudniowymi aresztowaniami 1943 roku.
Powiązania KZ z AK objawiły się także ucieczkami akowców ze Stalowej Woli, gdy na dobre rozpoczęły się aresztowania. Jedni znaleźli się w oddziale „Ojca Jana” inni ukrywali się jakiś czas na wsiach, a jeszcze inni wyjeżdżali ze Stalowej Woli do większych miast.
Aresztowania objęły czterdzieści osób. Tak głosił meldunek placówki rozwadowskiej AK. Również ks. Józef Skoczyński, późniejszy pierwszy proboszcz Stalowej Woli, w swoich wspomnieniach potwierdza tę liczbę. Większość z aresztowanych zginęła w egzekucjach w Stalowej Woli, Woli Zarczyckiej i w podjarosławskich Pełkiniach.
Niemcy oprócz tego, że stracili konspiratorów, nakazali rodzinom rozstrzelanych opuszczenie Stalowej Woli a także zabronili przechowywania w miejscu swego dawnego zamieszkania czegokolwiek co było ich własnością.
Na tabliczce przytwierdzonej do stalowego krzyża przy drodze wiodącej z Jarosławia do Sandomierza, mówiącej o rozstrzelanych żołnierzach znajduje się fragment modlitwy polskich ludzi podziemia:
Panie Boże Wszechmogący
daj nam siłę i moc
do wytrwania w walce o Polskę,
której poświęcamy nasze życie.
Kto ją odmawiał? Czy członkowie NOW, czy AK, czy KZ? Jedno jest pewne – ginęli tak samo, za wolną Polskę.
Dionizy Garbacz
|